Cenię chwile w którym mogę cieszyć się dobrym jedzeniem. Celebruje je rozkoszując się każdym zapachem, smakiem i widokiem. W szczególności czuję wielką radość, gdy na talerzu wita mnie danie z dodatkiem ryby albo po prostu sama ryba z przyprawami lub sosem koperkowym.
Będąc ostatnio w Toruniu miałam okazję spróbować naleśnika z łososiem, camembert i smażonym porem w sosie beszamelowym. To była smakowa uczta! Miejsce zwie się Manekin i mieści się koło Poczty na Rynku Staromiejskim. Polecam, bo aranżacja wnętrza jest bardzo pomysłowa (kotary zasłaniające i odgradzające stoliki wyglądają trochę jak owalne żagle), ceny przystępne, można się porządnie najeść, a wybór naleśników olbrzymi.
Akurat nie to było moją inspiracją do przyrządzenia kotlecików z makreli. Od jakiegoś czasu nałogowo oglądam program Pana Makłowicza. Najbardziej urzekły mnie Jego wyprawy do krajów skandynawskich. Ich sposób przyrządzania ryb mile mnie zaskoczył, a nawet poczułam lekką zazdrość porównując naszą polską, kulinarną rzeczywistość w tej kwestii. Mamy ten sam Bałtyk, a nie umiemy wykorzystać jego potencjału tak samo jak północni mieszkańcy Europy.
Śledź jest jedyną rybą za którą nie przepadam, ale w Szwecji polubiłabym ją na pewno, bowiem tam podaje się go w panierce z arktycznymi jagodami i puree. Ciekawej brzmi, czyż nie? W sklepach można kupić nawet śledzie w sosie curry. Łosoś również jest oryginalnie przyrządzany. Będąc w Szwecji możemy spróbować łososia marynowanego w sosie sojowym, a nawet w soku buraczanym. Bardzo mnie to dziwi, że u nas się takich rzeczy nie robi, mimo tego iż mamy takie same ryby i takie same składniki. Smutne...
Islandia za to proponuje szaszłyki z wieloryba albo zupy z homara. Na sam widok ciekła mi ślinka i miałam nieodpartą ochotę pojechać tam i spróbować tych specjałów. Skandynawskie kraje przestały być dla mnie tylko symbolem szarości.
Koteliciki z makreli przy tych wariacjach rybnych, które proponował Makłowicz wypadają słabo,ale zapewniam, że są smaczne, no i jakby nie patrząc, to też inny rodzaj podawania ryby ; )
Makrela w Polsce też jest trochę nudną rybą, bo jedyną wersję jaką znamy, to wersję wędzoną, a w skandynawii możemy uraczyć bez problemu smażoną makrelę z nieodłącznym dla nich dodatkiem czyli z puree.
Mając makrele w domu rzadko jem ją w całości. Zawsze zostawiam jakąś część, by zrobić pastę za którą przepadam. Tym razem wykorzystałam ją na kotlety. Mam to szczęście, że u mnie w domu wszyscy są rybnolubni i nie gardzi się białym mięsem w imię czerwonego. Jak ryba to i koperek. To połączenie w moim mniemaniu jest nieodłączne, więc i tym razem urozmaiciłam danie robiąc sos koperkowy.
Niestety, do krajów nordyckich trochę daleko, ale za pomocą magii smaku mogłam na chwilę się tam przenieść.
Życzę smacznego i pozdrawiam fanów Skandynawii! : )
Kotlety z makreli
Składniki na 4 porcje
500 g ziemniaków
1 wędzona makrela (ok. 300g)
2 jajka
1/2 cebuli
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
2-3 łyżki bułki tartej
sól, pieprz
tymianek
Cebulę obrać, drobno posiekać, a następnie podsmażyć na oleju na złoty kolor. Ziemniaki obrać, umyć, pokroić w małą kostkę i gotować do miękkości w osolonej wodzie.
Mięso z makreli oddzielić od skóry, starannie wybrać wszystkie ości, po czym rozdrobnić widelcem.
Ugotowanie ziemniaki utłuc lub przepuścić przez praskę i włożyć do większej miski. Następnie dodać do nich rozdrobnioną makrelę, ostudzoną, podsmażoną cebulę. Do składników wbić jajka i dołożyć posiekaną natkę pietruszki. Całość wymieszać. Masę doprawić do smaku pieprzem oraz tymiankiem.
Z przygotowanej masy uformować kotlety, obtoczyć je w bułce tartej, po czym usmażyć na rozgrzanym oleju z obu stron na rumiano. Danie podawać z sosem koperkowym lub czosnkowym.